XXVI wiek, ludzkość skupiona jest w tłocznym i brudnym Iron City, całkowicie uzależnionym i podległym od unoszącego się nad nim Zalemu, ostatniego latającego miasta, dostępnego jedynie dla wybrańców. Dr Ido (Christoph Waltz), specjalista od cyberchirurgii, w trakcie poszukiwań na złomowisku elementów do wykorzystania w swojej praktyce, natrafia na żyjący egzemplarz cyborga o ciele nastoletniej dziewczyny, który udaje mu się uratować oraz któremu nadaje imię Alita. Niestety nie zachowało się w jej pamięci żadne wspomnienie sprzed zrzucenia, poza wyjątkowym talentem do walki.
Seans “Ality” dostarcza ambiwalentnych uczuć na wielu płaszczyznach, przez co nie można jednoznacznie stwierdzić, czy jest dobrym czy złym filmem. Zaczynając od tych dobrych, to na pierwszy plan wysuwa się sama główna postać, zagrana przez Rosę Salazar. Alita jest jednocześnie zafascynowana i niezaznajomiona z otaczającym ją światem, z drugiej strony pewna jest swojej siły, do której podchodzi wielokrotnie zbyt śmiało. Charakter ten został wiernie oddany przez aktorkę, co ułatwia utożsamienie się z graną przez nią postacią. Innym dużym plusem produkcji jest oczywiście sama budowa świata. Oczywiście, nie jest to najoryginalniejsza wizja ostatnich lat, jednak prezentowane przez twórców detale oraz koncepcja trzyma się wystarczjąco dobrze, by uwierzyć w nią na czas seansu. Z faktem world-buildingu wiążą się również aspekty techniczne, w tym efekty wizualne, które stoją na bardzo wysokim poziomie. Jaki jest zatem problem z tą produkcją?
Zaczynając od największego ogółu, film praktycznie pozbawiony jest budowy aktowej. Twórcy wyraźnie zaznaczają, że jest to dopiero początek cyklu, jednak z niezrozumiałych przyczyn całość przypomina budową jedynie długi wstęp. Postać Ality rozwija się wolno, jej motywacje nabierają kształtu dopiero pod sam koniec, a na dodatek główna oś fabularna nabiera kształtów dopiero w- nazwijmy to umownie- trzecim akcie. Niestety dużą rolę odgrywa tu również wątek romantyczny, który jest co najmniej bezbarwny, niepotrzebnie przedłuża film i nadaje dość wygodny punkt wyjścia do (być może) kontynuacji.
Inną sprawą jest również to, że dokonano wszelkich prób, by spełnić warunki otrzymania klasyfikacji PG-13, dzięki której obraz ma możliwość trafienia do szerokiej publiczności. Odbiło się to niestety negatywnie na całości, gdyż w wielu scenach nie sposób jest nie doznać uczucia, że siłą trzymano akcję w ryzach, zamiast pozwolić jej naturalnie się roziwinąć. Inną ważną kwestią jest całkiem spora doza brutalności, która niezbyt pasuje do obranej przez twórców taktyki. Biorąc pod uwagę wydźwięk “Ality…” myślę, że w trakcie produkcji raczej dopuszczono się wycięcia paru elementów z ostatecznego obrazu, aniżeli dano zbyt duże przyzwolenie w tym temacie. Finalnie powstał dość niecodzienny produkt, który- w zależności od osobistych preferencji- jest albo zbyt brutalny, albo za mało odważny.
“Alita: Battle Angel” nie daje dużego pola do popisu, jeśli chodzi o przekazanie szerszej opinii. Fabularnie nie wyróżnia się niczym ponad średnią, rozpoczyna się zbyt długo, a plusy dotyczą jedynie gry aktorskiej i kwestii technicznych. Owszem, dostarcza paru ciekawych, mocnych elementów, ale mimo to szkoda, że zabrakło nieco więcej fantazji i odwagi, by puścić ten projekt na szersze wody.
6/10
Tytuł Oryginalny: Alita: Battle Angel
Reżyseria: Robert Rodriguez
Rok Produkcji: 2019