Braci Russo nie trzeba zanadto przedstawiać. Jakby nie patrzeć są oni twórcami najbardziej kasowego obecnie filmu w historii, czyli „Avengers. Endgame” i też stali się ważną siłą napędową dla całego MCU. Obok tego cyklu zajęli się produkcją filmu akcji dla Netflixa, „Extraction”- znanego w Polsce niestety pod tytułem „Tyler Rake. Ocalenie”. Ponieważ polski tytuł nie mówi prawie nic i jest przydługi, pozostanę przy oryginalnym. Jak wypada ten odwołujący się do klasyków kina akcji tytuł?
Tyler Rake (Chris Hemsworth) jest byłym żołnierzem, obecnie działającym w organizacji najemniczej. Jego następnym zleceniem jest odbicie syna indyjskiego biznesmena. Akcja, która miała przebiec dość szybko, nieprzewidzianie zmienia się w walkę na śmierć i życie, a wróg niejedno ma oblicze.
Mówiąc krótko, jest to prosty film akcji i nikt nie oszukuje, że ma na celu coś więcej niż zapewnienie dobrej zabawy na dwie godziny. Postacie są typowe, z jasną charakterystyką, cel klarownie wyjaśniony, nic tylko cieszyć się akcją zamiast debatować nad filozoficznymi zagadnieniami etc. Czy zatem film dostarcza jej w wystarczającej ilości? W pewnym sensie tak i nie. Na ekranie dzieje się bardzo dużo, choreografia walk jest świetna, a na dodatek już na przełomie pierwszego i drugiego aktu twórcy serwują prawdziwe widowisko, najbardziej warte uwagi. Chodzi mianowicie o prawie 12 minutowy mastershot- co prawda udawany, bo został złożony z wielu ujęć, ale należy się szacunek dla montażystów, którzy je dobrze ukryli. I w trakcie tych dwunastu minut na (udawanym) jednym cięciu dzieje się dosłownie wszystko- pościgi na wąskich ulicach, parkour po dachach, walki wręcz, cicha eliminacja wrogów, po prostu coś cudownego.
I kiedy widz po takim pokazie liczy na dalsze zaskoczenia, wtedy film mocno spowalnia. Oczywiście, w każdym filmie akcji musi być moment pauzy, kiedy postacie wymieniają się słowami, by ubogacić nieco swoje rysopisy, aby finałowa walka przeszła nie tylko efektownie, ale i zwiększą obawą widza o życie swoich bohaterów. Tymczasem w „Extraction” nic już nie wygląda choćby w połowie tak efektownie, jak owe 12 minut, a finał przebiega, można by rzec, bardzo spokojnie. Twórcy bardzo szybko pozbyli się swoich asów, nie oferując niczego więcej na deser, popełniając przy tym największy błąd produkcji filmów akcji. Choć trudno oczekiwać drugiego mastershota, to jednak ten pierwszy powinien stanowić obietnicę czegoś więcej. Tymczasem po tej sekwencji można zakończyć seans. Jednak czy mimo to „Extraction jest filmem słabym? NIe , ale koniec końców zostaje tytułem zwyczajnym.
Choć, jak zaznaczałem wcześniej, postaci są bardzo wyraziste i klarowne, to mimo wszystko aktorzy bardzo dobrze się w nie wczuli. I choć są one bardzo typowe, to myślę, że w innych okolicznościach gra aktorska wystarczyłaby na to, by utrzymać uwagę widza. Może jedynie Hemsworth idzie trochę na łatwiznę grając jedna miną, ale na usprawiedliwienie scenariusz też nie daje mu dużego pola. A propos scenariusza, wyraźnie widać, że pisany był na szybko pod pewien klucz, bowiem część ujętych w historii wątków nie znajduje rozwiązania, pozostawiając otwartą drogę do dziur fabularnych, które nawet najmniej uważny widz jest w stanie zauważyć.
Podsumowując, „Extraction” zaczyna się niewinnie, by nagle ogłuszyć widza całym arsenałem intensywną akcją. Niestety nie pozostało twórcom sił na satysfakcjonujące zakończenie, toteż jest to film bardzo nierówny. Mimo to można spojrzeć na pierwszą połowę, jeśli napoje energetyczne nie działają, a zwłaszcza na omówione 12 minut.
6/10
Tytuł Oryginalny: Extraction
Reżyseria: Sam Hargrave
Rok Produkcji: 2019