Zapoczątkowany w 2016 roku cykl „Fantastyczne Zwierzęta” doczekał się wreszcie drugiej części, która może poszczycić się co najwyżej jednym osiągnięciem. Mamy bowiem do czynienia z największym niedopasowaniem tytułu do fabuły od czasów burtonowskiej „Alicji w Krainie Czarów”, ponieważ nie ma tu ani fantastycznych zwierząt, ani zbrodni Grindelwalda.
J. K. Rowling tworząc scenariusz do tego filmu musiała albo nie mieć żadnego pomysłu na dalszy ciąg serii, albo posiadać ich zbyt dużo naraz. Ciężko jest stwierdzić po seansie, czy “Zbrodnie Grindelwalda” były czymś w rodzaju przydługiego wstępu czy też rozwinięciem pozbawionym pierwszego i trzeciego aktu, za to z pewnością można wskazać najistotniejszą wadę, jaką jest przesadzona wręcz ilość wątków. Niemal aż do “trzeciego aktu” wprowadzane są coraz to nowsze intrygi, pozbawione kontekstu lub wczesniejszego objaśnienia. W efekcie próba krótkiego streszczenia fabuły staje się niemożliwa, gdyż każde podejście skończyć się może poruszeniem zaledwie jednej z mnogich, niezależnych mikrofabuł, mogących równie dobrze służyć za opis całości. Brakuje tu czynnika spajającego, który uporządkowałby powstały chaos, lub który chociażby udawał główną oś fabularną, bez której finalnie otrzymaliśmy film o wszystkim i niczym zarazem.

„Zbrodnie Grindelwalda” są również w pewnym sensie fenomenem, ale w złym tego słowa znaczeniu. W kinie rozrywkowym chyba jeszcze się nie zdarzyło, aby obsada w pełni składała się z postaci drugoplanowych. Choć jest to w pewnym stopniu pokłosie niezapanowania nad historią, to nie można nie zauważyć faktu, że brakuje tu konkretnej, pełnokrwistej postaci, która skupiałaby na sobie uwagę, albo przynajmniej dała ułudę jakiejkolwiek stabilności w tym nieładzie. Co gorsza, wielu fanów może poczuć się zawiedzionymi sposobem, w jaki potraktowano postaci, z którymi się zżyli. W głównej mierze wynikato z telenowelowego charakteru zaistniałych między nimi konfliktów, które często nie posiadają sensownych podstaw i wyraźnie stworzone zostały z obowiązków narzuconych przez szablon, którym kierowała się Rowling.

Najgorsze w tym wszystkim jest to, że trudno nawet jest przewidzieć, czego dotyczyć będą nadchodzące części oraz, czy dalej istnieje sens, by zbiorczo cały ten cykl posiadał nazwę „Fantastyczne Zwierzęta”. Pierwsza część nie była szczególnie dobrym filmem, ale przynajmniej oferowała to, co obiecywała, dzięki czemu dobrze wpisywała się w ramy niezobowiązującego przyjemnego kina dla wszystkich. Przede wszystkim jednak występowały w nim tytułowe zwierzęta, a zamknięty charakter fabuły zwiastował, że nadchodzące części dotyczyć będą dalszych eksploracji. Wbrew oczekiwaniom widzowie otrzymują zapowiedź na niezbyt udolny cykl Potter 2.0, pozbawiony magii, uroku oraz charakternych postaci znanych z pierwowzoru.
Być może dopiero trzecia część wyklaruje, o co właściwie w tej serii będzie chodziło. Można zastanawiać się, czy ma on dalej sens oraz czy da się jakoś odwrócić niesmak, który „Zbrodnie Grindelwalda” niewątpliwie po sobie pozostawią. Na to jednak będzie trzeba jeszcze trochę poczekać, a tym czasem lepiej poprzestać na seansie pierwszej części. Miłe kino z zamkniętą fabułą, która jest przynajmniej jakaś.
5/10
Tytuł Oryginalny: Fantastic Beasts: The Crimes of Grindelwald
Reżyser: David Yates
Rok Produkcji: 2018