Polskie kino w ostatnim czasie zaczyna zyskiwać nowe grono twórców, którzy oferują całkiem nowe spojrzenie na tworzenie filmów. Tegoroczny „Atak paniki” pokazał ciekawy sposób na dostarczenie komedii, „Ostatnia rodzina” udowodniła, że da się zrobić biografię pozbawioną postaci-pomników a „Cicha noc” ujęła m.in. wszystkich naturalnością dialogów. Do tego grona swego rodzaju „nowej polskiej fali” wkracza również Jagoda Szelc, i to z potężnym przytupem. Jej „Wieża. Jasny Dzień” to bodajże najoryginalniejsza polska produkcja być może od czasów „Rękopisu znalezionego w Saragossie”.
Trudno w jednoznaczny sposób określić, do jakiego gatunku filmowego należałoby zaliczyć tę produkcję. Bardzo wyraźne są elementy kina obyczajowego. Historia rozpoczyna się na kilka dni przed pierwszą komunią Niny, której rodzice (Mula i Michał) mieszkają w górach. Z tej okazji przyjeżdżają do nich krewni, w tym Kaja, siostra Muli. Już w pierwszych minutach spotkania okazuje się, że Kaja jest prawdziwą matką biologiczną Niny, którą zostawiła swojej siostrze i zniknęła gdzieś na parę lat. Brzmi jak wstęp do kolejnego dramatu o niezgodzie w rodzinie? Nic bardziej mylnego.
Od pierwszych scen film wprowadza elemeny kina grozy. Muzyka oraz widok na samochód zmierzający w kierunku domu w górach nadają narracji niepokój, który będzie utrzymywał się już aż do samego końca. W otoczeniu zaczynają się dziać coraz dziwniejsze rzeczy. Mieszkająca u Muli chora i słaba matka nagle ożywa i zaczyna czynnie brać udział w życiu rodzinnym, sympatyczny i przebojowy ksiądz z małej parafii nagle ma problemy z wysławianiem się i zwraca się do dzieci ze wściekłością. Ponadto pojawiają się co i rusz oniryczne wizje, których niesamowitość rośnie z każdym następnym razem, a z których coraz mniej wynika.
Jagoda Szelc w swoim filmie nie daje prostych odpowiedzi, pozostawia jedynie pewne wskazówki nakierowujące na stworzenie interpretacji. Nie ułatwia zadania również w charakterystyce postaci. Nie ma tu żadnego podziału na „dobrych czy „złych”. Uporządkowana Mula, choć prowadzi dom według jasnych zasad, nie jest bynajmniej postacią odpychającą. Wręcz przez większość filmu można się z nią utożsamiać, sympatyzować z nią, traktować jako punkt odniesienia. Znajdująca sie na przeciwnej stronie Kaja, z początku budząca nieufność, stopniowo zdobywa coraz większą uwagę. Może nie obdarowujemy jej zaufaniem, ale przestajemy się obawiać jej działań.

“Wieża. Jasny Dzień” jest wyjątkowa także w kwestii scenariusza. Wszyscy rozmawiają ze sobą w sposób tak naturalny, jakby pracujący na planie aktorzy doskonale się od dawana znali. Co i rusz rzucane są docinki czy żarty, a w poważniejszych chwilach bez problemu można uwierzyć w ich niepokój. Poza tym wyjątkowo udała się gra aktorska dzieci. Nie wiem, na ile ich otwartość wynikała z faktu, że na planie obecni byli ich rodzice, ale i tak taki występ u kilkuletnich aktorów to rzadkość.
Zdjęcia w filmie są niesamowite. W niemalże poetycki sposób ukazane jest piękno przyrody, jej dynamizm, czuć wyraźnie zmieniającą się pogodę. Montaż czasami jest płynny, a czasami dla podkreślenia wagi danej sceny jest skokowy, wyrywając widza z komfortowego położenia. Odnośnie dźwięku, w zakresie dialogów mam zastrzeżenia, ponieważ nie zawsze wyraźnie słychać wypowiadane słowa. Mimo wszystko podbijanie dźwięków natury czy otoczenia, zwłaszcza w scenach fantastycznych działa wzorowo, co niejako rekompensuje pewne niedogodności. Gdybym miał znaleźć jakieś wady, to są one na szczęście niezbyt istotne dla odbioru całości. Jedynie jedna scena z zaginionym turystą może wydawać się dorzucona na siłę, ponieważ w żaden istotny sposób nie wpływa na bieg historii.
„Wieża. Jasny Dzień” to kino oryginalne, niecodzienne na naszym rodzimym podwórku. Debiut Jagody Szelc, choć nie do końca pozbawiony wad, jest pierwszym od dawna udanym filmem z elementami metafizyczymi na naszym podwórku. Nie jest to kino łatwe, wymaga bowiem doszukiwania się drugiego, a nawet trzeciego dna, by zrozumieć tę opowieść. Być może wymaga nawet drugiego seansu, na który z całą pewnością warto się wybrać.
8/10 oraz Jeansowa Kurtka Uznania