Trevora Nunn miał teoretycznie wszystko, by zrobić intrygujący film. Oparta na faktach (choć przemielona jeszcze przez powieść, na podstawie której powstał) historia starszej kobiety, która po latach okazała się radzieckim szpiegiem, mogła pójść w stronę dramatu psychologicznego albo po prostu bardziej ambitnego akcyjniaka. W tym przypadku postanowiono jednak zrobić typową brit dramę z najbardziej sztampowym rozwojem akcji.
Rok 2000. Starsza pani, Joan Stanley, spokojnie prowadzi życie gdzieś na brytyjskim osiedlu, gdy znienacka do jej domu wkracza MI5 z oskarżeniem o zdradę państwa. W trakcie przesłuchań przypomina sobie swoją młodość. Jako studentka fizyki poznaje Sonyę Galich, poprzez którą wkracza do grupy komunistycznej młodzieżówki. Tam poznaje jej brata Leo, w którym się zakochuje. Gdy zostaje zatrudniona w tajnym laboratorium, w którym opracowywany jest projekt bomby atomowej, Leo nakłania ją do zdradzenia planów tej broni. Joan jednak pragnie zostać wierna krajowi i wizji, że pomoże ona zapobiec przyszłym konfliktom. Wszystko zmienia się, kiedy jedna z bomb zrzucona zostaje na Hiroszimę.

Twórcy wyobrazili sobie piękny schemat fabuły. Leo i Sonya namawiają niewzruszoną Joan, która dopiero po zrzuceniu bomby na Hiroszimę inaczej spogląda na kwestię moralności. Jednak wbrew intencjom twórców, film nie potrafi w ten sposób przedstawić tego konfliktu. Z seansu wynika, że rodzeństwo Galichów jedynie grało na jej emocjach, wykorzystując zbudowaną znajomość, a Hiroszima była właściwym powodem jej decyzji. W ten sposób Joan jawi się jako miałka bohaterka, którą można bardzo łatwo namówić do róznych czynów. Większość jej decyzji w filmie zapada pod wpływem emocji, przez co jej ogólna charakterystyka nie przedstawia się najkorzystniej.
Tylko Judi Dench, jako starsza Joan, potrafi przekonać widza do swoich motywów, ale to za mało, by uratować główną bohaterkę przed łatką miałkości. Jeżeli chodzi o wątki romantyczne, to nawet nie ma potrzeby, by wnikliwie spojrzeć na ich charakter i wpływ na działania Joan. Ponadto związek z Leo, który jest “bardzo niedostępny i wyraża swe uczucia w inny sposób” wygląda, jakby wzorowano go na najgorszym szablonie rodem z powieści young adult. Jest jeszcze jeden wątek romantyczny, między Joan a prof. Davisem, jej przełożonym. Miał on niby pogłębić wewnętrzny konflikt między jej działaniami a wiernością krajowi, w konsekwencji jednak jedynym owocem tego romansu był kolejny powód do wzmożenia błahej dramaturgii, wyraźnie widocznej w wątku ze starszą Joan, który i tak jest najciekawszym elementem filmu.

Po zatrzymaniu przez MI5 musi nie tylko bronić swoich racji, ale też przekonać do nich swojego syna (będącego jednocześnie jej prawnikiem). W odróżnieniu od przydługich retrospekcji, to tutaj dzieje się najwięcej (choć wszystkie sceny mają łącznie ok. 20 minut). Niestety jednak dramaturgia tocząca się wokół śledztwa kończy się też najszybciej, jakby otaczający starszą panią ludzie zmienili nagle zdanie. Chciałbym jeszcze dodać parę zdań o sposobie, w jaki ukazano komunistyczną młodzieżówkę, w której rodzeństwo Galichów brało aktywny udział. Film poswięca bardzo dużo czasu na jej przedstawienie, by koniec końców nic widzowi nie przekazać. Twórcy zapomnieli o wszelkich, nawet najbardziej trywialnych kontekstach historycznych, charyzmie, itd. Z tego też powodu, pomimo dużego udziału tej grupy w fabule, jedynym wnioskiem, jaki można wyciągnąć, jest to, że równie dobrze mogłaby to być każda inna dowolna grupa polityczna.
“Tajemnice Joan” to film cieni. Jest tu jakiś cień prawdziwej historii, jakiś cień postaci, jakiś cień konfliktów, itd. Ostatecznie jednak wszystko pozbawione jest kontekstu, by wciągnąć się w fabułę oraz śledzić losy postaci nie tylko poprzez poruszanie oczu. Zabrakło zaangażowania twórców w to, by film wyglądał choć trochę inaczej, niż przydługi odcinek jakiegoś serialu. Nie jest to najgorszy film, ale jest on na tyle nijaki, by mieć problemy z wyrażeniem o nim konkretnej opinii.
5/10
Tytuł Oryginalny: Red Joan
Reżyseria: Trevor Nunn
Rok Produkcji: 2019