W dobie dominacji kina superbohaterskiego w rozrywkowej gałęzi tego medium, gdy widzowi coraz trudniej jest połapać się, co jest częścią którego Cinematic Universe, na ekrany wkracza kolejna samodzielna odsłona przygód o człowieku pająku. “Spider-Man Uniwersum” niesie ze sobą jednak dwie dobre wiadomości. Pierwsza: aby iść na ten film, nie trzeba być obeznanym w MCU, ponieważ jest to pozycja niezależna. Druga: jest to prawdopodobnie najciekawsza animacja ostatnich lat i to nie tylko pod względem technicznym.

Każdy, kto choć trochę interesuje się komiksami lub starał się sięgać do pierwowzorów dzisiejszych adaptacji (cokolwiek to znaczy), z pewnością zderzył się z murem zbudowanym przez ponad kilkadziesiąt lat historii największych wyadwnictw. Przez te wszystkie lata powstała niesamowita ilość origin story, crossoverów, alternatywnych zdarzeń, itp., że wręcz niemożliwym zdawać się może włączenie się do tego kręgu bez porady bardziej obeznanych w temacie przyjaciół. Jeszcze do niedawna klarownie wyglądała sytuacja kinowych adaptacji. I chociaż nadal wystarczy poświęcić parę minut na wikipedii, by odróżnić przynależność różnych adaptacji, to nie ulega wątpliwości, że jesteśmy obecnie świadkami przeniesienia komiksowego rozgardiaszu do kin. Po części wynika to ze sprzedaży licencji na poszczególe postaci różnym podmiotom w czasach kryzysu wydawniczego, a po części wymaga tego ewolucja owego gatunku filmowego. I może wstęp ten jest nieco przydługi, ale pomoże on nieco w zrozumieniu, dlaczego “Spider-Man Uniwersum” jest tak dobry.

© CTMG, Inc.

Ciężko jest stwierdzić, co stanowi największą siłę tej animacji, ponieważ udaje się ona na wielu poziomach. Już sama fabuła świadczy o pasji włożonej w produkcję. W skrócie, punktem wyjścia i główną osią filmu jest historia Milesa Moralesa, nastolatka z Brooklynu, który pewnego dnia ukąszony zostaje przez, jakby inaczej, zmutowanego pająka. Kiedy prawdziwy Spiderman/Peter Parker ginie w próbie powstrzymania Fiska przed uruchomieniem maszyny do międzywymiarowego transportu, tylko on może ocalić miasto przed katastrofalnymi skutkami jej uruchomienia. Niespodziewanie jednak do pomocy włączają się “Spiderludzie” z innych wymiarów. Z przeróżnych opisów fabuły wynikać może, że na ekranie panuje totalny chaos, ale w rzeczywistości jest zgoła inaczej. Twórcy dokładnie przemyśleli wątki i potrafili w przeciągu dwóch godzin zaprezentować nie tylko wciągającą historię, ale też przedstawić skomplikowane piękno wielu lat pracy autorów komiksów.

Twórcy nie tylko doskonale znali temat, ale również potrafili wykorzystać potencjał kryjący się w licznych memach z udziałem czlowieka pająka. Nie brakuje tu nawiązań do niesławnej kreskówki z lat 60tych, ale również do słynnej sceny ze Spidermana 3 Raimiego, itp. Co więcej, najwięskzy dowcip kryje się w samym przedstawianiu ważnych postaci. Twórcy świadomi istnienia niezliczonych Origin Story w zabawny sposób prezentują je, nadając skrócony kontekst oraz tłumacząc przygodnym widzom, że pomysł bazuje na istniejącym gdzieś papierowym pierwowzorze. Możnaby długo rozprawiać o licznych udanych odniesieniach, ale trzeba zwrócić uwagę na inny, wyjątkowy aspekt tej produkcji, czyli samej animacji.

© CTMG, Inc.

Jest ona oszałamiająco piękna, stylizowana na kreskę komiksową i nie bez powodu przez większość filmu użyto wolnego klatkarzu. Twórcy co i rusz zaskakują nowymi efektami, wykorzystując w pełni potencjał obranej formy. Ponadto użyto różnych form animacji, w zależności od tego, na jakim bohaterze aktualnie ma skupić się wzrok widza, toteż poza komiksowym charakterem Petera Parkera i ulicznym stylem Milesa mamy do czynienia jeszcze z kreską rodem z Looney Tunes, anime, itd. Co więcej, obrana konwencja nie przejada się, o co wcale nie było trudno, toteż warto udać się na seans dla niej samej, nawet jeżeli kino superbohaterskie nie znajduje się w kręgu zainteresowań. Twórcy świadomi byli rówznież tego, że sama animacja oraz liczne, udane odniesienia nie wystarczą, by stworzyć ciekawy film. Najważniejsza jest bowiem fabuła wraz z postaciami. I w tej materii również nie ma nic do zarzucenia.

Główna postać jest typowym nastolatkiem, którego problemy są zrozumiałe, ale przede wszystkim jest to postać zyskująca sympatię widza. Jego relacja z ojcem, choć nie ma w niej wielkiego konfliktu, jest wspaniale zarysowana, co wyraźnie widać w scenie pod drzwiami, która niejednego wzruszy. Jako, że jest to historia o pierwszych krokach z nowymi mocami, nie mogło zabraknąć klasycznych schematów, które dzięki obranej formule zyskały nieco świeżości. Równie ciekawą postacią jest alternatywny Peter Parker, który jest już zgorzkniałym czterdziestolatkiem z niezbyt przyjemnymi doświadczeniami. Jako niezbyt przyjemny mentor Milesa jest udanym uzupełnieniem dla raczkującego dopiero bohatera, a ich relacja jest najlepszym motywem całej produkcji. Jedyne, co tak naprawdę można zarzucić twórcom, to mimo wszystko nieco przewidywalna historia oraz epileptyczna wręcz animacja, ale to już poruszam tylko w ramach koniecznego dla recenzji znajdowania słabych punktów.

© CTMG, Inc.

“Spider-Man Uniwersum” to z jednej strony niesamowity popis umiejętności animatorów oraz kaskada udanych nawiązań, z drugiej zaś wzruszająca historia dla wszystkich. Jest to idealny przykład filmu świadomego swego dziedzictwa, które w bardzo prosty i czytelny sposób jest w stanie zarówno objaśnić noworyszom bogactwo wieloletniej działalności wyobraźni, jak i dać obeznanym w temacie osobom radość z możliwości wyszukiwania rzucanych co i rusz nawiązań. Rzadko kiedy do kin trafia tak kompetentny, bogaty w treści i prosty w przekazie obraz, który w dodatku próbuje czegoś nowego w kwestiach technicznych. Gdyby z całej masy adaptacji wskazać tylko jedną pozycję, którą trzeba koniecznie obejrzeć, to “Spider-Man Uniwersum” jest idealną odpowiedzią, stanowiącą kwintesencję gatunku.

9/10

Reżyseria: Bob Persichetti, Peter Ramsey, Rodney Rothman

Tytuł Oryginalny: Spider-Man: Into The Spider-Verse

Rok Produkcji: 2018