Roman Polański jest wybitnym reżyserem, który jak mało kto przysłużył się thrillerom czy kinu sensacyjnemu. Jego umiejętność dokładania w odpowiednim momencie odpowiednich elementów układanki, subtelnie skrywany mrok czy wszechobecna w jego dziełach aura niepewności sprawiają, że prawie każdy seans stanowi niezapomniane przeżycie, którego pragnie się doświadczyć jeszcze niejeden raz. Dlatego też pojawiające się od czasu do czasu słabsze pozycje, zapowiadające się pierwotnie obiecująco, rozczarowują tym bardziej.

Delphine Dayrieux (Emmanuelle Seigner) jest niezwykle popularną pisarką, która czuje się zmęczona swoim życiem oraz cierpi na brak weny. Spotkania autorskie z fanami ciągną się w nieskończoność, a bankiety z wydawcami odbierają jej resztki sił. Wszystko zaczyna się zmieniać, kiedy podczas rozdawania autografów podchodzi do niej tajemnicza kobieta (Eva Green) przedstawiająca się jako Elle (z fr. „Ona”). Szybko zawiązuje się między nimi przyjaźń, która coraz bardziej wpływając na życie Delphine może przerodzić się w niebezpieczeństwo.

Pierwszy akt filmu nie wskazuje na mające nastąpić w dalszej części wady. Moment zawiązywania się coraz większej przyjaźni jest przeprowadzony jak na prestiż reżysera przystało. Chłodne zdjęcia Pawła Edelmana doskonale przedstawiają wnętrza paryskich kamienic czy odizolowanie się na francuskiej wsi. Niemal nieobecna muzyka Alexandra Desplata subtelnie podkreśla emocje, które powinno się odczuwać. Ponadto doskonała gra aktorska pierwszoplanowych bohaterek stanowi wielką zaletę filmu, a zwłaszcza rola Evy Green, która intryguje przez cały seans.

O ile pierwszy akt wypada bardzo dobrze, tak reszta filmu niestety wyraźnie odstaje, co spowodowane jest dwoma powiązanymi ze sobą wadami. Filmowi brakuje zarówno interesującej intrygi, jak i angażującej drogi do jej rozwiązania. Domyślenie się rozwiązania czającego się za coraz bardziej ingerującą w życie Delphine przyjaźnią nie sprawia większego kłopotu, co skutkuje jedynie biernym oczekiwaniem na ostatnią scenę. Tymczasem mniej spostrzegawczy widzowie wcale nie znajdują się w lepszej sytuacji, bowiem drugi akt jest niepotrzebnie przeciągnięty.

Istotną wadą jest również to, w jaki sposób ukazano dalszy rozwój relacji między Elle a Delphine. Po idealnie skonstruowanym wstępie między bohaterkami toksyczność związku tak bardzo się nasila, że zamiast oczekiwać na rozwiązanie zastanawiać się można, dlaczego po prostu dalej trwają w tym związku? Nie znam niestety powieści, na której bazuje ta adaptacja, przez co nie jestem w stanie ocenić, na ile ta nieudolność w rozwijaniu postaci wynika z książki, a na ile z działania scenarzysty, ale bez względu na to gdzieś pośrodku obrazu ich przyjaźń przestaje intrygować. A szkoda, bo właśnie na tym oparta jest cała historia.

„Prawdziwa historia” nie jest niestety udanym dziełem Polańskiego. Choć w zarysie istniał potencjał na opowieść na miarę przynajmniej „Autora Widmo”, to efekt finalny jest mdły i nieangażujący. Nie jest to bynajmniej kiepska produkcja, ponieważ nadal ma wiele zalet, dzięki którym niektórzy mogą zadowolić się seansem. Niestety jednak muszę stwierdzić, że fani polskiego reżysera niewiele stracą, jeśli odpuszczą sobie tę pozycję z jego filmografii.

6/10