Władysław Pasikowski zapisał się w polskiej kinematografii jako mistrz kina sensacyjnego. Nawet w jego mniej udanych produkcjach, dzięki umiejętności tworzenia gęstego klimatu, można było wyczuć mrok gangsterskiego półświatka. Tym razem czekające przed nim zadanie paradoksalnie wymagało nie lada wyczynu. Jako film sensacyjny, „Pitbull. Ostatni Pies” nie powinien stanowić dla niego problemu, jednak nawiązanie do poprzednich odsłon cyklu wymagało dużej kreatywności.
Fabuła akcji jest poprowadzona w taki sposób, że na film mogą wybrać się zarówno osoby, które nie miały wcześniej do czynienia z tą serią, jak i wierni fani. Pojawiają się co prawda różne odniesienia, ale są one wkomponowane w taki sposób, że dla laika stanowią rozszerzenie historii, dla wiernego widza zaś kontynuację. Nie jest to łatwa sztuka i za to należy się szczera pochwała. Gra aktorska utrzymuje wysoki poziom. Marcin Dorociński oraz Cezary Pazura już dawno udowodnili swoje zdolności, jednakże również należy pochwalić za występ Dodę, która wcieliła się w rolę wdowy po mafijnym bossie. Wyraźnie widać, że praca na planie sprawiła jej dużo radości, a przy tym udało jej się nie przeszarżować.

W przeprowadzanych w trakcie zdjęć wywiadach reżyser powiedział, że chce stworzyć mieszankę doskonałej produkcji sprzed lat, jak i dwóch ostatnich hitów. I to niestety wyraźnie widać. Pomimo doskonałej akcji, Władysław Pasikowski umieścił też wiele elementów rodem z produkcji Patryka Vegi, które znacznie obniżają poziom produkcji. Wiele żartów się nie udaje, nie pasuje do kontekstu scen albo są po prostu są niesmaczne. Szczęśliwie wiele z nich mija bezszelestnie, ale mimo to całość wiele zyskałaby na ich braku. Ponadto „Pitbull (…)” nie obronił się niestety przed zmorą polskich produkcji, jaką jest dźwięk. Części kwestii w ogóle nie można było zrozumieć lub należało się wysilić, by uchwycić pojedyncze słowa z wypowiadanych przez bohaterów kwestii.
Wad nie uniknął także wątek granej przez Dodę bohaterki. Choć sam w sobie jest ciekawy, to zdecydowanie nie wykorzystano całości jego potencjału. Historia jej drogi na szczyt toczy się w ekspresowym tempie. Brakuje wyraźnych momentów, w których zaczyna przejmować inicjatywę. Poza tym pojawiający się w tym wątku temat parabanku, mocno rozwijany w drugim akcie, finalnie służy tylko popchnięciu intrygi do przodu, a przy tym kończy się nagle w nijaki sposób.
Film Władysława Pasikowskiego zdecydowanie nie może konkurować z jego wcześniejszymi dokonaniami, takimi jak „Psy” czy „Pokłosie”. Przez próby nawiązania do stylu Vegi akcja wiele traci i stanowi dziwny mix ciężkiej sensacji i przaśnego humoru. Mimo to intryga jest wciągająca, a akcja rozwija się w wyważonym tempie. Nawet żenujące żarty nie były w stanie do końca zaburzyć mrocznej aury gangsterskich wojen. Bezpieczne, ale przyzwoite kino sensacyjne, które idealnie nada się na wieczorny seans, ale nie zapisze się złotymi zgłoskami w filmografii reżysera.
6/10