Mijająca powoli dekada może w pewien sposób zapisać się pod znakiem ponownego odkrycia kosmosu. Zarówno „Grawitacja” Alfonso Cuarona, jak i „Interstellar” Nolana- choć opowiadały różne historie, próbowały na nowo wprowadzić magię ciemnej pustki na ekrany kin, odtworzyć techniczny cud „Odysei kosmicznej” Kubricka, a nawet go przebić. Tamte założenia nie do końca się spełniły, ale wyznaczyły nowe standardy, którym pozornie sprostać musiał Damien Chazelle, twórca „Whiplash” i „La La Land”.

Chazelle w „Pierwszym Człowieku” postanowił odstąpić od wyznaczonych trendów, spychając kosmos na dalszy plan. Co więcej, dla samego głównego bohatera zdaje się mieć marginalne znaczenie. Reżyser tworzy portret człowieka, którego celem nie jest dążenie do poznania tajemnic niezbadanych przestworzy, a przynajmniej przestało to mieć dla niego znaczenie. Neil Armstrong w wykonaniu Ryana Goslinga, poprzez udział w misji, szuka pogodzenia się z rodzinną tragedią, jaką była śmierć jego córki. Twórcy filmu ukazali studium człowieka coraz bardziej zatracającego się w przygotowaniach do misji, coraz bardziej odcinającego się od swojej rodziny, i w głównej mierze udało im się tego dokonać.

© Universal Pictures

„Pierwszy Człowiek” jest filmem- jak na swoją tematyką- dość kameralnym. Brakuje tu zbędnych honorów czy tworzenia z głównej postaci bohatera przeciw wszystkiemu oraz nie ma tu aż tak wielu scen ukazujących sam kosmos. Ironiczne może się wydawać, że najbardziej efektowną sceną nie jest ta z lądowania na księżycu, tylko moment startu w trakcie misji Gemini 8, który niemal w całości ukazany jest z perspektywy astronautów. Twórcom udało się przedstawić uczucie klaustrofobii oraz niepewności, czy trzeszczący z każdej możliwej strony pojazd jest faktycznie w stanie wynieść załogę na orbitę.

Jak wspomniałem wcześniej, skupiony na postaci Armstronga obraz w dużej mierze udał się Chazellowi, jednak zabrakło niestety pewnych elementów, które mogłyby pogłębić ten film. Przede wszystkim nie wykorzystano potencjału kryjącego się w postaci żony głownego bohatera, granej przez Claire Foy (znanej m.in. z serial The Crown). Widać w scenach z jej udziałem zalążek na historię o kobiecie, która musiała w jakiś sposób utrzymać razem członków rodziny, jednak scenariusz nie położył na tym wątku dostatecznej uwagi, by miał on wystarczającą siłę. Film ten w efekcie kręci się wokół jednego bohatera, pomijając odrobinę za bardzo rolę pozostałych postaci, przez co „Pierwszy Człowiek” może się wydawać odrobinę płytką historią.

© Universal Pictures

Nie oznacza to jednak, że nie warto zapoznać się z tym obrazem. Chazelle od strony technicznej zgrał ze sobą poszczególne elementy, udowadniając przy okazji, że tkwi w nim potencjał na kogoś więcej, niż twórcę filmów z muzyką na pierwszym planie. Przede wszystkim należy wyróżnić grę Ryana Goslinga, który udźwignął ciężar odegrania niełatwej postaci, która znalazła się w niełatwych okolicznościach. Film ten nie jest co prawda tak muzyczny jak pozostałe dzieła tego reżysera, jednak należy zwrócić uwagę na ścieżkę dźwiękową Justina Hurwitza, w której wyróżniają się thereminowe akcenty, uzupełniające płynące z filmu uczucia.

Jeżeli ktoś spodziewał się po „Pierwszym Człowieku” efektowności na poziomie chociażby „Interstellar”, to z miejsca ostrzegam, że to nie jest tego typu film. Damien Chazelle świadomie obrał inną drogę na przedstawienie historii pierwszego człowieka na księżycu, bardziej stonowaną i nie epatującą wizualnymi doznaniami. Nie jest to może największe dokonanie młodego reżysera, ale z całą pewnością jest to obraz, który przynajmniej każdy miłośnik astronomii czy niezwykłych odkryć powinien zobaczyć.

8/10

 

Tytuł Oryginalny: First Man

Reżyser: Damien Chazelle

Rok Produkcji: 2018