92 gala wręczenia nagród Akademii Filmowej dobiegło już końca. Była to wyjątkowa, historyczna gala z jednego, istotnego powodu- “Parasite” odebrał statuetkę za Najlepszy Film. Tak, wygrał w najważniejszej kategorii (choć za Film Międzynarodowy także otrzymał Oscara) i jest to bardzo ważna wiadomość, która z pewnością może nastrajać optymistycznie na przyszłe lata. Już od co najmniej trzech lat widzę powolne zmiany, jakie zachodzą w obrębie nie tylko zwycięzców, ale też filmów nominowanych. Coraz częściej odkrywane jest kino gatunkowe (przed dwoma laty “Kształt Wody” również został uznany za Najlepszy Film), a w tym roku wygrana południowokoreańskiej produkcji oznacza to, że Akademicy są również gotowi na propozycje z innych krajów. Można zatem przypuszczać, że w następujących latach nominacje będą wręczane coraz to ciekawszym produkcjom.

Owszem, nadal będziemy mieć do czynienia z pominięciami (w tym roku głośny był przykład “Kłamstewka”). Z drugiej strony jednak w przypadku nagród tego formatu nie może się obejść bez głosów krytyki. Jak jak osoboście oceniam wybory? Moim zdaniem była to gala wręczania statuetek właściwym wyborom. Pomijając wielki sukces “Parasite” bardzo mnie ucieszyła nagroda dla Taiki Waititi za scenariusz adaptowany do filmu “Jojo Rabbit”. Skrypt ten był wyśmienity, idealnie wyważony ale bynajmniej nie pod względem zdobycia szerokiej publiki. Nagroda ta jest sygnałem, że jest już miejsce dla filmów nie bojących się korzystania z humoru w uznawanych dotąd za poważne tematy. A “Jojo Rabbit” korzysta z dowcipu wybornie, jednocześnie nie przesłaniając rozgrywanego dramatu. Uznawany za największego faworyta “1917” otrzymał statuetki za to, za co powinien- czyli wybitne zdjęcia (choć liczyłem po cichu na nagrodę dla “Lighthouse”) oraz efekty specjalne i dźwięk.

A propos efektów wizualnych- brak nagrody dla “Króla Lwa” było chyba moim największym zaskoczeniem. Wykorzystana w filmie technika generowania fotorealistycznych zwierząt została znacznie ulepszona względem “Księgi Dżungli”. Tym razem jednak postawiono na bardziej praktyczne efekty. Poza tym nie było dla mnie większych zaskoczeń. A jak przebiegła sama gala? W zeszłym roku z powodu kontrowersji wokół Kevina Harta po raz pierwszy poprowadzono galę bez gospodarza. Wówczas pisałem o niepewnym przebiegu całego wydarzenia. Okazało się jednak, że była to najlepiej poprowadzona ceremonia, jaką w ogóle widziałem. Wszystko odbyło się z klasą, bez zbędnych gagów i przedłużania. I jak się okazało, wzrosła także po raz pierwszy od dawna widownia. Nic więc dziwnego, że w tym roku powtórzono formułę (choć nadal jednym z ważniejszych powodów był brak chętnych na objęcie stanowiska gospodarza).

W tym roku ceremonia również ciekawa, choć zabrakło polotu w stosunku do ubiegłorocznej edycji. Zdarzały się nieco przedłużone przemowy czy nietrafione decyzje co do uatrakcyjnienia gali (najbardziej widowiskowy tego przykład to występ Eminema, któremu zabrakło pary w płucach). Z pozytywnych elementów należy wyróżnić inny występ sceniczny- Billie Eilish podczas In Memoriam, co w pewien sposób symbolizuje przełom między starą a nową formułą. Innymi słowy, nie była to najlepsza gala, ale w moim rankingu należy do jednej z lepiej zorganizowanych.

Już po Oscarach, pora rozpocząć nowy filmowy rok, by wypatrywać nowe potencjalne pozycje do nominacji, gdyż jak pokazują ostatnie lata, mogą one pojawić się w każdym momencie. Tymczasem pora zakończyć tegoroczny oscarowy szał.

 Photo by Engin Akyurt from Pexels