W tym miejscu mógłbym po raz kolejny napisać coś o rozwoju komiksowych adaptacji, obieranych na nowo kierunkach, historii poprzednich filmów z gatunku próbujących pozbyć się rozrywkowej łatki itp. Tym razem jednak uznałem, że tego typu wstęp pozbawiony jest sensu, gdyż nadeszła odpowiednia chwila, by przyznać, że nastąpił kolejny krok w filmowej ewolucji. O ile „Joker” sam w sobie nie jest filmem rewolucyjnym w ogóle, tak udowadnia, że adaptacje komiksów superbohaterskich należy przestać odbierać jako gatunek sam w sobie, a zacząć rozpatrywać je jako narzędzie wykorzystywane przez inne gatunki. Może większość produkcji nadal produkowana jest dla rynku masowego, jednakże nie można pomijać dotychczasowych prób opowiedzenia przez tę formę czegoś więcej, a uhonorowanie „Jokera” Złotym Lwem w Wenecji jest najdobitniejszym dowodem, że nie można już stosować w tym temacie tylko jednej kategorii. Czas przyjrzeć się teraz samemu filmowi.

© Warner Bros. Pictures

Akcja „Jokera” rozwija się bardzo powoli, a cała uwaga skupia się na psychice tytułowej postaci. Arthur Fleck (bo tak się nazywa Joker) pracuje jako klaun do wynajęcia, opiekuje się swoją matką oraz uczęszcza na cotygodniową rozmowę z psychologiem. Ponadto zmaga się z zaburzeniem neurologicznym, objawiającym się napadami śmiechu w sytuacjach nerwowych. Arthur jednak nie jest budowany jako postać, która w trakcie  fabuły przechodzi na złą stronę. Pod tym względem twórcy nie stawiają widocznej granicy między jasną i ciemną stroną, stawiając na mieszaną paletę. I w dużej mierze zabieg ten pomaga w opowiedzeniu ciekawej genezy, w której widz obserwuje wpływ społeczeństwa na rozwój szaleństwa, w którym nie ma miejsca na taryfy ulgowe. Ponadto jest to rozwój szaleństwa, który może spotkać każdego. Arthur ma od początku filmu problemy natury psychicznej, ale twórcy pozostawiają furtkę do przemyślenia, ile może kryć się w każdym z nas i co może się wydarzyć, jeśli społeczeństwo wyda w pewnym sensie na to zgodę.

© Warner Bros. Pictures

Todd Phillips podszedł do projektu z dużymi ambicjami i widać to w każdej minucie filmu. Jednakże popełniony został dość poważny błąd, który sprawia, że „Joker” nie osiąga zamierzonego poziomu. Mianowicie zarówno społeczeństwo, jak i wykreowany w filmie świat, przedstawiono w zbyt szarych barwach, co poskutkowało tym, że droga przemiany głównej postaci jest prostolinijna, pozbawiona trudnych wyborów, a co za tym idzie, pozbawiona jest głębi. Nie ma co się oszukiwać, że pomimo możliwości wyborów tytułowy antybohater wybrałby inną drogę- w końcu jego przydomek już zdradza, dokąd wszystko zmierza. Jednak pozbawienie go choćby ułudy możliwości zmiany kierunku rzuciłoby zupełnie inne światło na aspekt psychologiczny, który odgrywa w filmie nie małą rolę. Ponadto drugorzędne postaci, które są katalizatorem przemian, wypadają jednowymiarowo, w najlepszym wypadku dając tylko inne spojrzenie bez znaczącego wpływu. Tak oto film jednocześnie jest świetnym studium przemiany, która jednak zaszła zgodnie z planem, bez dodatkowej warstwy psychologicznej głębi.

© Warner Bros. Pictures

Nie można nie wspomnieć paru słów o pierwszoplanowej roli. Joaquin Phoenix bez wątpienia jest najwybitniejszym elementem tego filmu. Choć scenariusz nie do końca mu na to pozwolił, to udało mu się stworzyć choćby namiastkę tragicznej postaci, która mogła wybrać inaczej. Phoenix potrafił stworzyć Jokera niejednowymiarowego, nie wpadając przy tym w pułapkę przeszarżowania, tworząc dzięki temu kolejną wielką kreację na miarę tych, które dali Ledger i Nicholson. Podsumowując, „Joker” jest filmem, co do którego twórcy mieli wielkie ambicje i nie można nie docenić ich wysiłków. Niestety zbytnie przejaskrawienie rzeczywistości nie pomogło w trudnej do ukazania przemianie, a co za tym idzie, nie osiągnięto takiej głębi, na jaką ten film zasłużył. „Joker” nie jest może filmem wybitnym, ale na pewno jest filmem bardzo dobrym, dającym silną namiastkę tego, co chciał przekazać.

8/10

Tytuł Oryginalny: Joker

Reżyseria: Todd Phillips

Rok Produkcji: 2019