El Royale, niegdyś oblegane miejsce na granicy Kalifornii i Nevady, służy za nocleg dla różnych zbłądzonych gości. Kiedy pewnego dnia skrzyżują się losy pastora, niespełnionej piosenkarki, tajemniczego jegomościa, hippiski oraz recepcjonisty, na wierzch wyjdą wszelkie tajemnice- nie tylko tego miejsca.
„Źle się dzieje w El Royale” jest co prawda drugim filmem wyreżyserowanym przez Drew Goddarda (wcześniej nakręcił „Dom w Głębi Lasu” w 2013 roku), jednak już teraz można stwierdzić, że zajmujący się głównie scenopisarstwem twórca doskonale bawi się kulturowymi schematami. W „(…) El Royale” przede wszystkim wyczuwa się dwie stylistyki- tarantinowską (zwłaszcza w konstrukcji fabuły) jak i coenowską (m. in. charakterystyka postaci). Goddard jednak nie opiera swojej historii tylko o zapożyczony warsztat. Udało mu się tchnąć w gotowe schematy nowe życie, które może nie jest oryginalne, ale za to ma w sobie duży ładunek emocjonalny.
Goddard swoje zamiłowanie do znanych schematów skrzętnie wykorzystuje w samej konstrukcji historii. Kiedy wydawać się może, że wszystkie karty zostały odkryte, nagle okazuje się, że pojawia się kolejny istotny szczegół, zmuszający do ponownego ich przetasowania. I nie dzieje się tak jeden czy dwa, ale przynajmniej trzy razy, za każdym razem otwierając kolejną, ciekawą historię. Co warte zaznaczenia, zabieg ten nie jest wykorzystywany „otwarcie”, ani parodystycznie. Twórca daje do zrozumienia, że jego opowieść, choć zawierająca wiele humorystycznych scen, jest od początku do końca na poważnie, i oddać należy mu to, z jaką gracją ją przedstawił.

Film wypełniony jest gwiazdorską obsadą, ale plamę pierwszeństwa obejmują dwaj aktorzy- nieśmiertelny Jeff Bridges oraz rozpoczynająca dopiero wspaniałą karierę (sądząc po jej roli) Cynthia Erivo. Stworzyli oni niesamowity ekranowy duet, dzięki któremu film ten (mimo prawie dwu i pół godzinnego metrażu) mógłby trwać o wiele dłużej. Ponadto szczególnie należy zwrócić uwagę na zdjęcia Seamusa McGarveya, a zwłaszcza na jeden z jego pierwszych master shotów (nie zdradzając szczegółów chodzi o ten, w którym przedstawiane są poszczególne pokoje tytułowego zajazdu). Strona operatorska wzniosła film na znacznie wyższy poziom- aż mogłoby się wydawać, że za wysoki.
Obraz ten ma jedną wadę, która z początku może się wydawać dość dziwna. Mianowicie jest on tylko „bardzo dobry”. W całej tej śmietance nie można oprzeć się wrażeniu, że mimo wszystko twórcom zabrakło pomysłu bądź odwagi, by przekroczyć tę cienką, ale przez cały czas wyczuwalną granicę, za którą czekało miano arcydzieła. Trudno określić, w czym właściwie tkwił problem w czasie produkcji, ale jego efektem mogą być stwierdzenia, że „(…) El Royale” jest po prostu ładnie skleconą wydmuszką. Choć tego typu oskarżenia są nieco na wyrost, to nie można zarzucić im bezpodstawności, gdyż tkwi w nich ziarno prawdy.
„Źle się dzieje w El Royale” jest świetnie sklejoną sensacją, która garściami czerpie z Tarantino i braci Coen, a przy tym posiada własną tożsamość. Może szkoda, że zabrakło trochę więcej pieprzu, ale nadal jest to jeden z ciekawszych obrazów tego roku, zdecydowanie warty uwagi.
8/10
Tytuł Oryginalny: Bad Times at the El Royale
Reżyser: Drew Goddard
Rok Produkcji: 2018