Aktorskie wersje klasycznych animacji Disneya są coraz trudniejsze do opisania. Nie chodzi już o ich poziom, tylko o to, że z każda nowa produkcja posiada coraz mniej cech wyróżniajacych, stanowiących o indywidualności. Bez względu na nazwiska odpowiadające za realizację, filmy te opisać można krótko jako idealnie bezpieczny produkt stworzony tylko po to, by zarabiac, nie oferując niczego z czaru pierwowzoru. Taki jest właśnie “Aladyn”

© Disney Enterprises, Inc.

Guy Ritchie (“Przekręt”, “Kryptonim U.N.C.L.E.”) obecnie nie jest w ciekawej sytuacji. Jego “Król Artur” mocno podzielił widownię, ale mimo niespójności w kształcie fabuły bez wątpienia był to obraz zrealizowany w jego charakterystycznym stylu, znanym m.in. z dynamicznego montażu. “Aladyn” natomiast został całkowicie wyprany ze stylu reżysera. W całym filmie jest bodajże tylko jedna trzy sekundowa scena, w której pozwolono Ritchiemu zaszaleć. Tu rodzi się pytanie, po co właściwie zatrudniać znanego twórcę, bardzo wyróżniającego się pod względem podejścia do realizacji, skoro efekt końcowy wygląda jak każde inne rzemieślnicze dzieło? Bez względu na odpowiedź jedno jest pewne, nazwisko w tym przypadku finalnie służy jedynie jako hasło reklamowe.

Ze zwiastunów mogło wynikać, że ta wersja “Aladyna” zbliżona będzie do bollywoodzkich produkcji. Niestety i tu nie ma czego szukać, ponieważ śladów hinduskiego kina jest tyle samo, co montażowych zabiegów Ritchiego. Tak, jest to nadal musical, ale stworzony wedle podobnych bezpiecznych standardów Disneya. Sama scenografia natomiast mocno się wyróżnia, ale w niezbyt przyjemny spsosób. Efekty CGI kuleją, a wszelkie budynki nawet w niewprawnym oku wygladają podejrzanie sztucznie. Odnośnie piosenek, wiele z nich jest niepotrzebnych, albo pojawiają się w najmniej oczekiwanym momencie.

© Disney Enterprises, Inc.

Co do gry aktorskiej, to wbrew obawom Will Smith w roli Dżina wcale nie wypada tragicznie. Biorąc pod uwagę reakcje po pierwszym zwiastunie, jest on najlepszym punktem tego filmu, czego nie można powiedzieć o Jafarze (Marwan Kenzari). Jest to bardzo słaby antagonista, którego motywacja opiera się wyłącznie o- uwaga- przejęcie władzy w królestwie. I tyle, niczego więcej. Jeśli ktoś nie zrozumiałby jego skomplikowanego celu, zostaje on powtórzony parę razy.

Chciałbym napisać coś więcej o “Aladynie”, ale niestety jest to tak bardzo skrojony pod masowego widza film, że nawet w trakcie seansu trzeba sobie przypominać tytuł. Całkowity szlaban nałożony na Ritchiego, brak spodziewanego bollywoodzkiego stylu oraz stara jak świat historia sprawiają, że jest to kolejna z produkcji do szybkiego zapomnienia.

6/10

Tytuł Oryginalny: Aladdin

Reżyseria: Guy Ritchie

Rok Produkcji: 2019