Od czasu do czasu twórcy próbują sięgnąć gwiazd, które jako jedne z nielicznych plenerów idealnie nadają się do snucia rozważań czysto filozoficznych. Jednakże sam fakt umieszczenia akcji w kosmosie nie powoduje, że prezentowane myśli stają się automatycznie głębsze. Tak też jest w przypadku „Ad Astra”, której niewiele zabrakło do przekazania czegoś więcej.
Niezbyt odległa przyszłość, w której skolonizowano Księżyc i Marsa. Astronauta Roy McBride (Brad Pitt) dostaje misję odnalezienia załogowej stacji kosmicznej, która przed dwudziestu laty zaginęła w pobliżu Neptuna, a w której uczestniczył jego ojciec. Misja jest o tyle ważna, że owa stacja stanowi zagrożenie życia na Ziemi. Rozpoczyna się długa podróż, która będzie wymagała ryzykownych kroków.

James Gray postawił na wolno rozwijającą się akcją, w której głównym narratorem jest główny bohater, dzielący się swoimi przemyśleniami z widzem. „Ad astra” jest w gruncie rzeczy filmem poświęconym samotności i potrafi o niej opowiedzieć w sposób rzadko spotykany, ponieważ pojawia się tu ciekawa kwestia. Twórcy mianowicie zadają w pewnym momencie pytanie: co jeśli jednak jesteśmy sami we wszechświecie? Jest to niewątpliwie ciekawa kwestia, jednak musiało pojawić się niestety pewne „ale”. Twórcy próbują stawiać pytania, ale trudno jest oprzeć się wrażeniu, że nie stoi za nimi nic więcej. Zagadnienia są lekko odkrywane, ale brakuje głębszego wniknięcia w nie. Ciężko stwierdzić, co sprawia, że filozoficzna część filmu jest tak słabo odczuwalna, choć teoretycznie stanowi najważniejszą rolę w filmie. Być może winę za to ponoszą częste monologi głównego bohatera, który niejako stawia pytania za widza, a może chęć stawienia zbyt dużej ilości tez?

Co nie do końca wyszło w części filozoficznej, zdecydowanie lepiej udało się w pozostałych elementach produkcji. „Ad astra” chętnie cytuje w nienachalny sposób inne filmy. Nie brakuje tu Kubricka, który obowiązkowo musi pojawić się w każdej aspirującej do czegoś więcej produkcji, ale czuć tu również odwołania do „Grawitacji” czy nawet… „Mad Maxa”. Choć rozpiętość wydaje się szeroka, to wszystko zgrano tu w spójną całość. Za zdjęcia odpowiadał Hoyte van Hoytema, który współpracował z Nolanem przy „Interstellar”, toteż „Ad Astra” dostarcza niesamowite, choć subtelniejsze ujęcia kosmosu. Również Brad Pitt dobrze wcielił się w swoją rolę, choć o samym bohaterze zbyt dobrego słowa powiedzieć już nie można. McBride w swojej wędrówce podejmuje czasem kontrowersyjne decyzje, z których film go nie rozlicza- być może to kolejny powód, przez który historia nie wybrzmiewa.

„Ad Astra” próbuje bawić się zarówno w kino filozoficzne oraz widowiskowe. W ostateczności pomimo spójności fabuły i ciekawych pytań ani nie potrafi wniknąć głębiej w swoje tezy, ani nie dostarcza na tyle dużo akcji, by masowy widz mógł powstrzymać się przed snem. Nie można odmówić twórcom ambicji, jednak w efekcie powstał niestety obraz, który trudno polecić konkretnemu widzowi. Dlatego też w moim osądzie mogę powiedzieć jedynie, że można się zapoznać z tytułem. Być może coś uda się Wam w nim odkryć, a w najgorszym wypadku stracić można jedynie dwie godziny.
7/10
Tytuł Oryginalny: Ad Astra
Reżyseria: James Gray
Rok Produkcji: 2019