„303. Bitwa o Anglię” to brytyjsko-polska koprodukcja przedstawiająca historię złożonego w większości z polskich lotników tytułowego dywizjonu, który miał wyjątkowe osiągnięcia w walce z Luftwaffe. Obraz ma swoje poważne problemy, jednakże czy były one w stanie całkowicie zasłonić temat?

Film miał dosyć ograniczony budżet, który stanowił dla twórców poważną przeszkodę, zwłaszcza że historia dotyczy lotników. Mimo to fabuła mogła potoczyć się na wiele różnych innych sposobów, które z jednej strony zmniejszyłyby ilość scen batalistycznych, z drugiej zaś postawiły na rozwój postaci. Twórcy jednak postanowili przeplatać wątki obyczajowe scenami bitew, co niestety nie wyszło produkcji na dobre. Efekty specjalne są na dosyć niskim poziomie, który starano się skryć za szybkim montażem, ale to nie one stanowią największy problem.

Widz dosyć szybko może wyłapać schemat, zgodnie z którym regularnie sceny obyczajowe przerywane są scenami wojennymi (trwającymi maksymalnie trzy minuty), które nijako pasują do kontekstu toczących się na ekranie wydarzeń. Ponadto sama walka powietrzna zmontowana jest tak, że trudno właściwie odgadnąć, co się dzieje. Trudno jest wyłapać, kto z kim walczy, kto ma przewagę oraz czy stoczony pojedynek można uznać za sukces czy porażkę. Odpowiedzi na te pytania można uzyskać dopiero z dialogów po zakończeniu bitwy, a nie o to przecież chodzi w kinie wojennym.

Filmowi brakuje również głównego bohatera, który skupiałby na sobie uwagę oraz stanowił łącznik między ekranem, a wydarzeniami. Twórcy próbują przekonać widza, że takimi postaciami są: Jan Zumbach (Iwan Rheon) oraz Witold Urbanowicz (Marcin Dorociński), jednakże charaktery oraz historia bohaterów jest zbyt powierzchownie potraktowana, by poczuć z nimi większą więź. Z tego też powodu średnio udają się wątki osobiste- z miłosnymi na czele- pojawiające się bardziej z obowiązku niż potrzeby produkcji.

Biorąc pod uwagę wszystkie wady produkcji należy odpowiedzieć na pytanie: czy obraz ten może tragicznie wpłynąć na wizerunek lotników z Dywizjonu 303? Paradoksalnie nie. Czego twórcom nie udało się zrobić z pojedynczymi postaciami, tak przyzwoicie przedstawili cały zespół razem. Nie ma w tym filmie zbędnego i przerysowanego patosu, a w zamian jest zaskakująco dużo humoru, który nie tylko uczłowiecza bohaterów, ale też pozwala na związanie się z nimi. Sceny ukazujące wszystkich bohaterów razem są najlepszym elementem produkcji, dzięki któremu można wyjść z seansu z dostatecznie pozytywnym wrażeniem.

Twórcy starali się przedstawić w miarę jak najwięcej prawdziwych wydarzeń w tym dosyć krótkim obrazie tak, aby pasowały do całości fabuły. I choć nie zawsze się im udawało, to dali radę mniej więcej zarysować, kim były przedstawione postacie oraz jaki mieli wkład w historię. I gdyby tylko zrezygnowano z wyrwanych z kontekstu scen wojennych, a większą uwagę skupiono na zakulisowych wydarzeniach, mógłby powstać o wiele lepszy film, zwłaszcza że scenarzyści poradzili sobie z wizerunkiem całego zespołu.

„303. Bitwa o Anglię” to z jednej strony kino wojenne “niskich lotów”, z drugiej zaś całkiem udane zobrazowanie zespołu lotników z tytułowego dywizjonu, mimo pewnych nieścisłości historycznych, które nie wykraczają poza normy interpretacji kinowych. Gdyby twórcy nie parli jednak na ukazanie dużej ilości słabych scen bitewnych, otrzymali by coś więcej, niż przyzwoity- ale dalej średniak.

6/10

 

Tytuł oryginalny: Hurricane: Squadron 303

Reżyseria: David Blair

Rok Produkcji: 2018